W rześki czerwcowy ranek rzekę Dyja spotykamy w jej najciekawszym odcinku gdzie stanowi naturalną granicę pomiędzy Austrią i Czechami. Nim do niej dotrzemy, na naszej drodze staną resztki podwójnej bariery, drewnianego płotu oplecionego kolczastym drutem. Nie tak dawno, bo 30 lat temu, ta utrwalona traktami pokojowymi w 1945r. granica tak naprawdę zaczynała się kilka kilometrów w głębi czeskiej ziemi i nosiła miano Żelaznej Kurtyny. Za plecami spokojnym rytmem zaczyna dzień morawska wieś, przed naszymi oczami pola i lasy. Ruszamy!
Początkowe kilometry dzisiejszej wycieczki wiodą nas dobrze utrzymaną drogą asfaltową w kierunku mostu granicznego na rzece. Po obu stronach drogi rosną drzewa dające przyjemny cień w upalny dzień. Dziś, gdy niebo zachmurzone, łagodzą silniejsze podmuchy wiatru. Bezkres pól obsianych zbożem i pięknie kwitnącym makiem gdzieś na horyzoncie zamykają lasy, porastające krawędź kanionu. W pierwszym możliwym miejscu opuszczamy drogę, wybierając szlak sprowadzający nas w leśne ostępy, krawędzią okresowego strumienia wpadającego już bezpośrednio do Dyi.
Łagodniejsze zbocza oraz bliższe rzece dolne partie stoków zajmują cieniste grądy. Srebrnokore buki i graby strzegą zazdrośnie swoje gładkie pnie przed blaskami słońca. Swoje miejsce znajdują tu krzewy leszczyn, dereni i bzów, dla których łaskawsze są przepuszczające światło korony lip i klonów. To tutaj z pewnością spotkamy czerwcową porą królową wśród leśnych kwiatów – smukłą lilię. Oto i ona.
W końcu docieramy nad brzeg rzeki, która w pobliżu leżącej na terenie Austrii miejscowości Hardegg silniej podcina czeski brzeg tak, że ponad nami piętrzą się stromo skały. Po krótkiej wspinaczce pomiędzy głazami docieramy do mostu i przekraczamy rzeką, opuszczamy Czechy i Park Narodowy Podyji, by spotkać jego siostrzane odbicie po stronie Austriackiej.
Nie mamy sprecyzowanego celu, kolejne etapy wędrówki weryfikujemy na bieżąco, uwzględniając pogodę i nasze siły.Nim ruszymy dalej w karczmie przy szlaku posilamy się i po krótkiej analizie mapy ruszamy dalej za cel obierając sobie ścieżkę poprowadzoną wzdłuż meandrującej rzeki.
Malowniczy szlak, jaki obraliśmy zaczyna się łagodnym szumem wód i cienistym lasem łęgowym w dolinie Dyi. Linia nadbrzeżna to strefa walki żywioł wodny sprawia, że nic tu nie jest dane na wieki nawet dla drzew. Wiosenne przybory zalewają dno lasów podmywają korzenie, płynąca kra chłoszcze bezlitośnie pnie, gnający dnem dolin wiatr łamie kruche konary wierzb i topól, wywraca naruszone przez wodę drzewa.
O potędze żywiołu przekonamy się później, spotykając na szlaku ostrzeżenia o możliwym wysokim stanie wód oraz alternatywnym przebiegu drogi w takim przypadku. Miejscami szlak poprowadzono w związku z tym drewnianymi podestami.
Dalszy odcinek szlaku któremu powierzyliśmy dziś nasze nadzieje na piękne widoki i niezapomniane wrażenia wznosi się stromo do góry. Wędrujemy lasem by co jakiś czas stanąć nad krawędzią kanionu z imponującymi panoramami na skalnych występach. Na kamieniach rachityczne sosny i jałowce przywodzą nam na myśl tą dla nas najsłynniejszą Sokolicką Panią na Pienińskich skałach.
Zachwyconych widokami, szlak sprowadza nas na spokojne na nadrzeczne storczykowe łąki. Niestety jesteśmy trochę za późno, by cieszyć oczy tą pasjonującą grupą roślin . Na jednej z polan spotykamy ekspozycję przyrodniczą dającą obraz bogactwa zoologicznego tego terenu. W tym miejscu tematem głównym jest żbik, rzadko dziś spotykany dziki kot. Specjalnie dla niego przygotowany koci plac zabaw.
Znów spotykamy się z rzeką, jej chłodem i spokojnym nurtem. O jej granicznym charakterze przypominają jedynie białoczerwone słupki. Po Czeskiej stronie uwagę zwraca imponująco wyglądają skalne występy i ostre turnie. Ten niegościnny obszar to kraina sosny na ubogim kwarcowym, suchym podłożu nie ma dla siebie żadnej konkurencji. Delikatne korony obsypane drobnym igliwiem na skarlałych pniach świadczą, że i im warunki nie sprzyjają. Jednak majestatycznie niczym chorągwie wieńczą skalne baszty.
Idąc dalej chowamy się w chłodnym cienistym grądzie z dominującym grabem, spotykając ponownie lilię złotogłów na dnie lasu, która na tej wycieczce dzierży botaniczną palmę pierwszeństwa. To znów kroczymy nadrzecznymi łąkami. Szum lasu współgra z melodią wody swobodnie płynącej, skaczącej po kamieniach. Harmonie naturalnych dźwięków przerywa łoskot. Polną drogą nadciąga groźnie dudniąc stary ciągnik. Wszak to czerwiec! Sianokosy! Obraz ciężko pracujących maszyn będzie towarzyszył nam już do końca tego etapu wędrówki. Praca ta, choć nie posiadająca żadnych walorów ekonomicznych, stanowi ważne ogniwo zachowania różnorodności przyrodniczej doliny rzeki Dyi oraz utrzymania charakterystycznego krajobrazu kulturowego tej krainy.
Szlak doprowadza nas do miejsca, w którym znów trzeba się wspiąć na stromy brzeg kanionu. To punkt kulminacyjny wycieczki. Ubersteg wąska, szerokości 100m grzęda skalna, z której roztacza się kolejny niezapomniany widok. W tym miejscu rzeka zbliża się do swego wcześniejszego biegu na odległość kilkudziesięciu metrów. Nakreślona przez wody pętla hipnotyzuje swym kształtem pozostawiając nas oniemiałych na piękno i potęgę natury. Tak, bezsprzecznie to punkt kulminacyjny dzisiejszego dnia. Wrażenie zacierają całe zmęczenie i wysiłek poniesiony by tu dotrzeć.
Wody Dyji otaczają nas dosłownie z każdej strony. Rzeka wydaję się nadawać idealnie na turystykę wodną, jednak z uwagi na I strefę ochrony przyrody jest zamknięta dla kajakarzy.
Na koniec dnia docieramy ponownie do miejscowości Hardegg. Wspinamy się jeszcze na wzgórze zamkowe – silną dominantę, w otaczającym krajobrazie. Zamek o późnej porze jest już zamknięty, jednak widok na dolinę rzeki oraz przeciwległy brzeg kanionu jeszcze raz pozwala się zachwycić misterną naturalną architekturą przyrody.
Kończymy spotkanie z Parkiem Narodowym Doliny Dyi po jego austriackiej części. Wracamy na Czeską stronę. Na chwilę zbaczamy z drogi, by jeszcze raz stanąć nad urwiskiem, z którego roztacza się tym razem widok na zamek i miasteczko.
Przed zmierzchem przekraczamy Żelazną Kurtynę. Blask zachodzącego słońca ożywia cienie, a wiatr znad pól gasi resztki jego ciepła.
Na tym kończymy ten pełen dobrych wrażeń dzień.